Ray Garatty jest jednym ze stu mężczyzn, którzy znaleźli się
w pierwszym składzie wyruszającym w Wielki Marsz. Boi się, jak każdy, ale kusi
go wizja wygranej – bogactwa i popularności. Jak każdego. Zasady są proste –
uczestnicy idą tak długo, aż nie zostanie tylko jeden z nich. Jeśli któryś zaprzestanie
marszu albo zrobi sobie zbyt długą przerwę, dostaje czerwoną kartkę.
Brzmi
jak zwyczajna gra. Wyścig. Konkurencja.
Stephen
King roztacza przed czytelnikami wizję świata, w którym, choć pozornie wszystko
wygląda normalnie, mało co zwyczajne w istocie jest. Ludzie zasiadają przed telewizorami albo gromadzą się w
pobliżu trasy, by zobaczyć uczestników – przecież to najlepsza rozrywka w kraju.
Nieważne, że ubóstwiany Marsz to zwyczajna rzeź, z ta niewielką różnicą, że ofiary
zgłaszają się same.
Mamy więc okazję poznać mnóstwo
osób, - przy czym każda okazuje się wiarygodniejsza od poprzedniej – które wierzą,
że to właśnie na nich czeka zwycięstwo. Jednocześnie jednak, wczuwając się w
Garatty’ego, obserwujemy, jak wygląda upadek ludzkości na najprostszej
płaszczyźnie. Widzimy, jak krok po kroku – dosłownie i w przenośni – kolejni
ludzie padają jak muchy, aż setka zamienia się w osiemdziesiąt, pięćdziesiąt czy
trzydzieści, a liczba żywych uczestników topnieje w zastraszającym tempie. A przerażające
jest nie tyle to, w jaki sposób ci ludzie umierają , ale przedmiotowość – potraktowanie
życia jak kurzu, którego można pozbyć się jednym gestem.
Od
powieści nie można się wprost oderwać, bo, choć przecież istnieje wiele innych
utworów o podobnej tematyce, „Wielki marsz” ma w sobie coś wręcz nienazwanego. Jakąś
niewiarygodnie spokojną i niepokojącą zwykłość, przypominającą nieustannie, że
wizja snuta przez autora – choć straszna – nie jest tak nierealna, jakby się
mogło wydawać.
A
gdzieś obok, nie wiadomo właściwie czy już po przeczytaniu, czy może jeszcze w
trakcie lektury, pojawia się myśl, że może nie zawsze warto wygrywać. Że może cena,
którą trzeba zapłacić, by coś osiągnąć, nie zawsze jest tego warta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz